poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział pierwszy – Demony

„Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie.” [4]
[ Jason Walker – „Echo”]
30 wrzesień 2013 r.
            Średniego wzrostu dziewczyna nerwowo rozglądała się po przystanku, na którym zatrzymywały się autobusy przyjeżdżające do Bełchatowa z różnych części Polski. Jej ciemne blond włosy targane były przez wiatr i przylepiały się do brzoskwiniowego błyszczyka do ust. Mocno tym faktem zirytowana żałowała, że nie wzięła z domu żadnej gumki do włosów, która posłużyłaby jej do związanie swoich loków w prostego kucyka. Zerknęła na zegarek by upewnić się czy aby na pewno jest godzina czternasta, potem wyjęła telefon i sprawdziła czy wszystko zgadza się z tym, co napisała jej przyjaciółka. Kobieta nie wiedziała, jakim cudem jej największej powierniczce udało się zdobyć pracę w jednym z najlepszych polskich klubów siatkarskich, ale nie wnikała w to. Skoro w końcu dostała upragnioną pracę i mogła wyprowadzić się od wiecznie narzekającej matki i ojca, którego nigdy nie było w domu to pewnie decyzję podjęła w sekundę i tym samym zgodziła się na zesłanie do bełchatowskiej pustki. W końcu nadjechał stary autobus, którego stan dawał do myślenia i zastanowienia się czy aby na pewno jest on sprawy a przede wszystkim bezpieczny by przewozić ludzi. Zielone oczy dziewczyny szybko wypatrzyły czarne jak smoła włosy przyjaciółki i natychmiast jej pomachała.
            - Nelka!
            - Julka! – Kornelia  natychmiast przytuliła do siebie długo niewidzianą towarzyszkę.
            Poznały się podczas jakiegoś obozu i chociaż jedna mieszkała w Bełchatowie a druga w Warszawie to utrzymywały swoja znajomość do tej pory i stały się bratnimi duszami. Znały swoje największe tajemnice i traktowały się jak siostry.
Po to właśnie są przyjaciele: by cię bronić nawet przed tobą samym. [1]
Kornelia cieszyła się, że będzie miała, z kim dzielić mieszkanie, które dostała w spadku po rodzicach pięć lat temu. Na samą myśl o nich poczuła buzujący w niej gniew. Zniszczyli jej życie, dzieciństwo. Kazaliby stała się dorosła szybciej niż inni jej rówieśnicy. Do tej pory na samą myśl o wiecznych awanturach czuła dreszcze na plecach. A gdy zginęli w wypadku samochodowym wszyscy domagali się by płakała łzami gorącymi jak lawa. Ale oni nie wiedzieli, co to znaczy za drzwiami słyszeć oskarżenia matki, że to przez niego tak młodo urodziła Kornelię. Wszystko pogorszyła śmierć jej młodszego brata Eryka. Od tego momentu nie wiedziała, co to szczęśliwa rodzina. Awantura, za awanturą. I te okresy, gdy było dobrze – wszystkie zapomniała. Nie chciała ich pamiętać. Wolała to wymazać ze swojego życia. Jedyną rodziną, jaką uznawała była jej babcia, kobieta, którą kochała nad życie i za którą była gotowa oddać wszystko, co najcenniejsze.
            - Dobra, chodź. Pokaże ci gdzie będziesz mieszkać. Apartament to nie jest, ale we dwie chyba się zmieścimy, co? – Spytała Kornelia i zaprowadziła przyjaciółkę do swojego samochodu.
            - Daj spokój. Nie wymagam luksusów. Wystarczy mi łóżko i jakiś kawałek szafy – powiedziała ze śmiechem brunetka.
            Wspólnymi siłami wpakowały do bagażnika samochodu blondynki dwie ogromne walizki, które mieściły cały dobytek brunetki. Dojazd do mieszkania Kornelii nie zajął im długo. Przez ten czas czarnowłosa opowiadała o swoich rodzicach. Matka nie chciała jej puścić do pracy w miejscowości, o której pewnie zapomniał świat, a ojcu wszystko było to obojętne, bo miał na głowie swoją idealnie prosperującą firmę budowlaną, która była idealną ucieczką od żony i córki. Obie dziewczyny łączyło jedno. W ich rodzinach daleko było do idylli, która prezentowana była wszystkim znajomym. Z tym, że Kornelia już nie musiała przez nikim grać. Rodzice nie żyli, a ona zmagała się z dorosłym życiem i długami zostawionymi przez ojca u typów spod ciemnej gwiazdy. Pamiętała, że gdy dwa tygodnie po pogrzebie rodziców ktoś zapukał do drzwi mieszkania była przekonana, że to babcia a w progu dostała wysokich mężczyzn, którzy chcieli od niej jakiś pieniędzy. Nie wiedziała, o co im chodzi. Jakie długi? Jaki hazard? Pamiętała, że zbladła wtedy. O niczym nie miała pojęcia, a co najgorsze nie miała takiej kwoty, o jakiej mówili ci mężczyźni, bo niby skąd? Salon matki nie przynosił wielkich zysków wtedy, a to wszystko, dlatego, że kobieta pracowała jak chciała i klientki odwracały się od niej, a ojciec na taksówce też nie zarabiał kroci. Babcia również nie miała takiej sumy. Na dodatek miała do skończenia szkołę kosmetyczną by móc legalnie pracować w salonie, który był jej jedynym źródłem utrzymania i jedyną szansą na godne życie. Kilka dni po wizycie dwóch mężczyzn zdała bardzo dobrze egzaminy i uzyskała dyplom. Dopiero wtedy mogła postarać się o gigantyczny kredyt w banku. Nie było łatwo, ale udało się jej. Blondynka pamiętała, że spotkanie z walizką pełną pieniędzy w towarzystwie mężczyzn, których nie chciałaby spotkać nawet w biały dzień było najgorszym w jej całym życiu. Oddała dług z tak wielkimi odsetkami, że będzie je pamiętać do końca życia. Jednak uwolniła swoją przyszłość od lichwiarzy. Wolała już spłacać kredyt zaciągnięty w porządnym banku. Część pieniędzy, które jej zostały władowała w modernizację salonu. I gdy pięć lat temu zaczynała wszystko od zera to pracowała sama i czasami ledwo starczało jej na opłaty, więc żywiła się u babci – jedynej życzliwej osoby. Na szczęście z każdym rokiem było coraz lepiej. Klienci odzyskiwali zaufanie, a ona pracowała w pocie czoła. Nie zarabiała kokosów, bo niewielki salonik w malutkim mieście nie mógł jej tego zagwarantować, ale mogła żyć na pewnym poziomie i pozwolić sobie na zatrudnienie dwóch pracownic. Wszystko zawdzięczała sobie i babci, która jako jedyna nie odwróciła się od jej ojca. Reszta rodziny, gdy tylko zobaczyła, że związał się z kobietą, która wychowywała się w domu dziecka wyparła się go. Starsza pani pozostała mu wierna do końca, chociaż wiedziała, jakim ziółkiem jest jej jedyny syn.
Halo, halo
Jest tam kto?
Bo nic a nic nie słyszę
Samotny, samotny
Naprawdę nie wiem gdzie jest świat
Lecz teraz mi go brakuje [2]
            - Kornelia – z chmury wspomnień wyrwał ją ciepły głos przyjaciółki.
            - Przepraszam, ale zamyśliłam się – powiedziała z przepraszającym uśmiechem. – O czym mówiłaś?
            - Napisał właśnie do mnie Karol.
            - Karol ten twój kolega, który załatwił ci robotę? – Upewniła się blondynka i zaparkowała samochód pod blokiem.
            - Dokładnie ten sam. Proponuje spotkanie, a w zasadzie on i Andrzej proponują i przepraszają, że nie mogli mnie odebrać z dworca.
            - Świetnie. Idź i spotkaj się z nimi. W końcu nie widzieliście się pewnie od ich ostatniej wizyty w Warszawie.
            - A może poszłabyś ze mną? Wiesz nie znam miasta i nie wiem zbytnio, o jakiej kawiarni mówi Kłos – brunetka taszczyła jedną ze swoich walizek po schodach na szóste piętro. – Wyżej mieszkać nie mogłaś?
            - Nie marudź. Ciesz się, że będziesz miała gdzie mieszkać – odgryzła się przyjaciółce. – A kim ci twoi przyjaciele są? – Nela otwierała właśnie drzwi.
            - To są siatkarze – powiedziała Julia i popatrzyła z politowaniem z powodu ignorancji blondynki dotyczącej rozeznania się, chociaż w dwóch procentach w miejscowym sporcie. – Wspominałam ci, że grają w Skrze i jakimś cudem załatwili mi pracę sekretarki prezesa.
            - Obyś nie musiała udowadniać swoich kompetencji w sposób inny niż papierowy – zaśmiała się Stanek i zaprowadziła Adamczewską do pokoju, gdzie jeszcze kilka lat temu spali jej rodzice. Zapaliła światło i wpuściła do środka brunetkę. – Mam nadzieję, że ci odpowiada. Zrobiłam lekki remont dwa lata temu jak miałam wolniejsze fundusze, więc lać ci się na głowę nie będzie. Jakbyś chciała coś zmieniać to masz wolną rękę, ale nie szalej moja droga – przymroziła przyjaciółce palcem.
            - Ponoć prezes Piechocki to bardzo oddany żonie człowiek, więc zgaś swoje kosmate myśli – odgryzła się Julka.
            - Dobra, dobra. Nie strosz piórek Adamczewska. Oby ci ta praca lekką była. Jak widzisz kuchnia jest za drzwiami salonu, zresztą przechodziłaś przez nią. Łazienka to te drzwi w kuchni obok lodówki. A ja śpię za ścianą, wiec bez nocnych ekscesów mi tu – zrobiła minę srogiej matki.
            - Matko! Stanek! Znajdź sobie faceta, bo ci napięcie seksualne na mózg źle działa.
            - Faceci? Nie znam tego gatunku. Pewnie jakiś nowy.
            - Jeszcze odszczekasz swoje słowa. Zobaczysz.
            - Czuj się jak u siebie. Ja muszę niestety złożyć zamówienie na kilka rzeczy do salonu. Twój komplet kluczy jest na blacie w kuchni.
            Blondynka zostawiła przyjaciółkę i schowała się w swoim pokoju. Ściany w kolorze pastelowego błękitu otoczyły ją całą. Jeszcze dwa lata temu były one czerwone i kojarzyły się jej z nieszczęśliwą przeszłością. Przy okazji remontu postanowiła z tym skończyć. Zacząć swoje życie od nowa. Uruchomiła laptopa i wyjęła swój kalendarz z torby. Przejrzała dokładnie jego zawartość i przeanalizowała zamówienie. Niestety stan konta nie pozwolił jej na zrealizowanie wszystkiego, więc musiała ograniczyć się do rzeczy najpilniejszych. Nie chciała popełniać błędu rodziców i robić sobie długów. Zamawiała tylko to, za co mogła zapłacić.
Usiadła na parapecie i wpatrywała się w Bełchatów, który szykował się do nocnego życia, czyli głównie do spania. Nienawidziła tego miasta. Nie chciała w nim żyć, ale obiecała babci, że dopóki ta będzie żyła ona jej nie zostawi. A po śmierci starszej kobiety nic jej tu nie będzie trzymać. Ucieknie. Skryje się w jakimś większym mieście, gdzie nikt jej nie będzie znał ani jej przeszłości. Zacznie pracę w jakiejś dobrej firmie kosmetycznej, zamieszka w na niewielkim osiedlu i spokojnie się zestarzeje. W swoich planach nie uwzględniała mężczyzn. Nie wierzyła w nich.
Stoję na skraju przepaści, na darmo
Wykrzykując swe imię ze wszystkich sił
Czasami, gdy zamykam oczy
Udaję, że nic mi nie jest, lecz to nie pomaga
Ponieważ moje echo, echo
Jest jedynym głosem, który mi odpowiada
Cień, cień
Jest jedynym przyjacielem, jakiego mam [2]
Nie wierzyła w miłość. Ona nie istniała. Nie dla Kornelii Stanek. Nie pragnęła wielkiego domu z ogrodem, w którym bawiłyby się dzieci, ani męża, który wracałby do niej stęskniony po całym dniu pracy. Idylla rodzinna nie istniała. Nie chciała mieć rodziny, bo nie umiała być matką. Nie wiedziała, co to znaczy. Nigdy nie zaznała prawdziwej matczynej miłości, a jeśli już to była małym szkrabem i tego nie pamięta. Może jeden czy dwa dni, gdy żył jeszcze jej młodszy braciszek. Potem tylko awantury i obwinianie się rodziców, które z nich jest winne śmierci chłopczyka. Kornelia nie chciała nikogo skazywać na coś takiego. Nikt nie miał prawa być obarczony jej demonami przeszłości, które nie chciały zniknąć.
Istnieją na świecie demony i jeśli człowiek z nimi nie walczy, staje się taki sam jak one. [3]
Wiedziała, że tak będzie dopóki nie wyprowadzi się z tego mieszkania, ale nie mogła. Jeszcze nie. Dopóki żyła babcia była związana obietnicą, a potem ucieknie. Utnie wszystkie kontakty – nawet z Julką i zacznie nowe życie w nowym mieście. Do tego rwało się poranione serce jeszcze dwudziesto dwuletniej dziewczyny. Do ucieczki.
Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie. [4]
____________
[1] Katarzyna Michalak
[2] Jason Walker – „Echo”
[3] Lisa Jane Smith
[4] Cecelia Ahern
______________
Jak widzicie startuję z czymś zupełnie nowym i może troszkę innym. Z pewnością możecie się spodziewać emocji i jeszcze raz emocji. Tutaj rozdziały będą pojawiały się w każdy poniedziałek. 

Całusy :*

4 komentarze:

  1. O matuchno wybacz! Moja skleroza mnie nie boli, wczoraj miałam przeczytać i skomentować... i tak się zakręciłam, że zapomniałam! Ale dzisiaj już jestem! I wiesz co Ci powiem? Że ja jestem trzy razy na tak dla tego opowiadania! Emocje,emocje i jeszcze raz emocje - uwielbiam! Coś mi się zdaję, że Andrzejek i Karol coś wykombinują, jakieś mam takie przeczucia i że Andrzejek, jak to Andrzejek coś zmajstruje :D

    Ja melduję się tutaj w każdy poniedziałek! :D

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się! Historia cholernie smutna :( i bolesna dla obu dziewczyn. W dodatku przyjaciółek. Ale wiesz co? Coś mi sie wydaje, że plany Kornelii się trochę pokrzyżują :)
    Zostaje :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo :D już startujesz? :) Fantastycznie ;) nie wiem, czy taka ucieczka, całkowite odcięcie, to dobry pomysł. Jednak zawsze warto kogoś mieć. Zgadzam się z Kornelią odnośnie rodziny, że nikt nie chce fundować bliskim złej atmosfery, kłótni i okropnego dzieciństwa. Tak samo myślę.
    Och, nadzieja w Julce, Karolu i niech będzie, że Andrzejku ;)
    Pozdrawiam, MAZW :*

    OdpowiedzUsuń